wczasy, wakacje, urlop
05 czerwca 2012r.
Einstein zwykle przemawiał w Albert-Hall w sprawie naukowców — wygnańców hitlerowskich. Powiedział wówczas, że wiele jest stanowisk, poza uniwersytetem, które nadawałyby się dla tych uczonych. Jako przykład podał zawód latarnika, którego praca, jego zdaniem, pozostawia wiele czasu na kontemplację i badania naukowe. Ta uwaga wydawała się śmieszna każdemu naukowcowi. Jednak jest ona zupełnie zrozumiała z punktu widzenia Einsteina. Jednym z następstw samotnictwa jest sądzenie wszystkiego ze swego punktu widzenia, niemożliwość zmiany swego układu współrzędnych przez przyjęcie punktu widzenia bliźniego. Zauważyłem już dość wcześnie tę trudność w reakcjach Einsteina. Dla niego odosobniony tryb życia był tym, o czym marzył: uwolnieniem od wielu nieznośnych, kłopotliwych obowiązków. Istotnie, dla niego stanowiłoby to idealne życie". Pomysłowy "Przekrój" w świątecznym numerze z grudnia 1961 roku pisał: "[...] szukacie pomysłu komu jeszcze wysłać życzenia? Proponujemy Wam kilka sympatycznych adresów [...]" — i tam, pomiędzy piętnastoma adresami bardziej, mniej lub w ogóle nieznanych osób, figurował adres latarnika Żuchowskiego z samotnej latami w Czołpinie. Pisały prawie same kobiety. Pani Hanna ze Szczecina zapytywała: "[...] czy »Przekrój« żartuje, czy mówi poważnie radząc Panu wysłać życzenia [...]. Czy Pan istnieje naprawdę, gdzie jest Czołpino? I czy latarnia morska stoi na jakiejś romantycznej wysepce, a Pan jest prawie Robinsonem Kruzoe — czy też wszystko jest zwyczajne i proste, czy w ogóle Pan nie istnieje? Oto jest pytanie [...]". Pisały uczennice ze szkoły podstawowej i emerytowani nauczyciele. Razem przyszło ponad sto serdecznych listów i kartek świątecznych. Pisała pani Dziurdowa z domu Żuchowska, redakcja "Wiadomości Legnickich" i były marynarz. Przyszło również kilka listów ze Związku Radzieckiego. Pan Żuchowski z Anglii pisał krótko: "Czy jesteś moim bratem, którego szukam od kilku lat? Mam na imię Grześ. Odpisz [...]". Latarnik odpisał że nie, a rok później, na gwiazdkę, przyszła z Anglii paczka z drobnymi upominkami dla całej rodziny. Wielu latarników, w chwilach wolnych od zajęć służbowych, uprawia różnego rodzaju hobby, które z biegiem czasu robią z nich znawców przedmiotu. I tak na przykład latarnik z Krynicy Morskiej, Józef Janczyszyn, od kilkunastu lat interesuje się bursztynem. Przez ten okres zebrał wiele unikalnych okazów, podkształcił się w paleozoologii i paleobotanice, nawiązując kontakty z warszawskim Muzeum Ziemi oraz opanował technikę szlifowania i polerowania bursztynu. Wspomniany już red. Wolanowski opisuje latarnika, który posiada bogatą taśmotekę z nagraniami muzyki poważnej wraz ze skomplikowaną i kosztowną aparaturą do nagrań stereofonicznych. Latarnik ów z przejęciem tłumaczył gościowi z Polski swoje doświadczenia z rozmieszczeniem głośników w różnych miejscach wnętrza latarni, zbudowanej z kamienia, stali i betonu. Inny młody australijski latarnik, znający ostatnią wojnę światową tylko z opowiadań czy literatury, zgromadził w swojej bibliotece pokaźny zbiór relacji o ruchu oporu w Europie, mimo że tam nigdy nie był. Na rafie Nathern Reef stoi latarnia obsługiwana przez trzech samotnych kawalerów. Na wielorybiej kości wypisali oni krótką, ale jakże wymowną skargę samotności: "Atol bez piwa, atol bez kobiet, atol bez niczego". Samotność dręczy naturalnie nie tylko australijskich latarników. Radziecki dziennikarz odwiedził latarników na wyspie Kara-ada na Morzu Kaspijskim i zadał im konwencjonalne, zdawałoby się, pytanie: ,,— Czy nie czujecie się tutaj osamotnieni? — Wyspa ta oczywiście nie miasto — odpowiedział kierownik latarni Anatol Jakowiewicz Wawilin. — Myślę jednak, że człowiek samotny to ten, który nie jest nikomu potrzebny". Statek Polskich Linii Oceanicznych m.s. "Lelewel" odbywał swój kolejny rejs do Japonii. W dniu 16 września 1966 roku statek znajdował się na Morzu Czerwonym, gdy z eteru wyłowiono wezwanie Aden-Radio. Spiker prosił kapitana o pilne udanie się do pobliskiej latarni morskiej na wyspie Abu Ail, gdzie nagle zachorował latarnik Antony Gauci. Polski statek z lekarzem na pokładzie znajdował się najbliżej. Była tropikalna noc. Kapitan ż.w. Józef Kruza nie zawahał się jednak i podjął ryzyko wysłania szalupy pod latarnię, skąd polscy marynarze zdjęli ślepnącego z nie wyjaśnionych przyczyn latarnika — Maltańczyka. Na statku dr Podolski udzielił nieszczęsnemu pierwszej pomocy i odwiózł go na "Lelewelu" do szpitala okulistycznego w Adenie. Brytyjski Board of Trade wysłał od armatora specjalny list z serdecznymi podziękowaniami za udzieloną pomoc. Na wyspie Porguerolles, u południowo-wschodnich wybrzeży Francji, na latarni Ribaux w czasie pełnienia swoich obowiązków służbowych zaniemógł nagle i zmarł latarnik Rene Bailly. Jego żona Helena wykazała wiele przytomności umysłu i potrafiła zastąpić go na tym odpowiedzialnym stanowisku przez 18 godzin. Dzielna wdowa otrzymała medal i 500 franków nagrody. Spełniając ostatnią wolę zmarłego brytyjskiego latarnika Richarda Gordona, przepłynęła niedawno przed latarnią Lizard łódź ratunkowa rozsypując na falach jego prochy. Na maszcie latarni, na której zmarły pracował do 1963 roku, została opuszczona flaga. Opuszczone były również flagi na pobliskich stacjach sygnałowych. Na szczególną uwagę zasługuje postać polskiego latarnika Leona W z o r k a, niegdyś pełniącego służbę na Rozewiu58. Urodził się 4 marca 1896 roku w Sanoku. W 1918 roku, jako ochotnik, wstępuje do nowo formującego się Batalionu Morskiego w Modlinie. Bierze udział w przejmowaniu Pomorza przez Wojsko Polskie, a następnie wchodzi w skład pierwszej załogi pierwszego okrętu Polskiej Marynarki Wojennej ORP "Pomorza- Opracowano na podstawie relacji otrzymanych od syna, Jerzego Wzorka oraz od brata, Władysława Wzorka, kierownika latarni w Rozewiu. Aż wreszcie w 1920 roku zostaje odkomenderowany jako pierwszy polski latarnik do objęcia latarni morskiej na Rozewiu. Następnych 19 lat to dla Wzorka nie tylko wzorowa służba na latarni, lecz również szeroka praca społeczna. Daje się poznać jako bardzo dobry fachowiec, pracowity, uczynny, dobry patriota i społecznik — jest ogólnie lubiany i szanowany. Mając niespotykany dar gawędziarza, potrafił swoimi opowiadaniami zainteresować każdą wycieczkę zwiedzającą latarnię. To przecież on ugruntował legendę Żeromskiego na rozewskiej latarni. On to był inspiratorem stworzenia muzeum wielkiego pisarza na Rozewiu. Jego misją życiową było też umacnianie patriotyzmu na tych terenach. Wraz z grupą oddanych sprawie polskości towarzyszy tworzy ognisko Polskiego Związku Zachodniego, którego głównym celem jest wyrabianie i umacnianie w społeczeństwie polskości i przywiązania do Ojczyzny. Zostaje prezesem Koła PZZ w Łebczu, pow. Morski. Posiadał nadane mu w dowód uznania liczne odznaczenia i medale honorowe. Gdy wybuchła wojna, przyjaciele radzili mu, aby wycofał się wraz z wojskiem na Hel. Wbrew ostrzeżeniom, ,12'5 wbrew rozsądkowi — pozostał. Mówił, że tak długo, jak długo pływają na morzu polskie statki, musi też świecić rozewska latarnia. Nie dostał przecież żadnego rozkazu ewakuacji. Drugiego dnia po wkroczeniu Niemców, 11 września 1939 roku, zajechały trzy samochody osobowe. Ludzie w mundurach SS i SA z bronią w ręku obstawili latarnię. Był tam też cywil Kiepke ze wsi Połczyno. Na wychodzącego z latarni Wzorka Kiepke wskazał ręką, a u-mundurowani siłą wtrącili go do samochodu, nie pozwalając nawet pożegnać się z rodziną. Osadzono go w więzieniu w Pucku. W Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Gdańsku znajduje się protokół przesłuchania świadka Stanisława Byczkowskiego, spisany w Pucku, 18 marca 1946 roku59. W protokole tym Byczkowski zeznaje, że po aresztowaniu go widział w puckim więzieniu Wzorka. I następnie: "[...] Odnośnie Mery Kuhn (późniejsza zamężna za niemieckiego podoficera Paula Wajdemana z Hamburga) gdy przyjechała z gestapowcami autem do więzienia puckiego, przywieźli jakiś połamany radioaparat i wskazując na Wzorka, byłego latarnika w Rozewiu, oskarżała go, że był prezesem związku zachodniego i że on to radio miał budować jako krótkofalowe, prawdopodobnie z myślą by komunikować się z władzami polskimi, podczas walk z Niemcami. Gdy Wzorek zaprzeczył temu, gestapowcy bili go jak popadło, po czym był wcale nie do poznania. Byłem przy tym obecny, ponieważ zamiatałem w tej chwili korytarz więzienny [...]". W lutym lub w marcu 1940 roku żona Leona Wzorka Bronisława, wezwana została do gestapo w Gdyni, gdzie oświadczono jej ustnie, że mąż "jako jednostka niebezpieczna dla Rzeszy Niemieckiej został rozstrzelany w grudniu 1939 roku". Należy przypuszczać, że po przewiezieniu Wzorka do więzienia w Wejherowie zamordowany został w lasach Piaśnicy. Sąd Grodzki w Pucku, w swoim postanowieniu z dnia 14 lutego 1947 r. stwierdził, że Leon Wzorek "[...] zmarł dnia 31 grudnia 1939 roku o godzinie 24 w Piaśnicy [...]". W trzydziestą rocznicę śmierci potomni osadzili w murze rozewskiej latarni brązową tablicę temu, który "[...] do końca wytrwał na posterunku pracy — a honor służby i obowiązek obywatelski przeniósł nad życie [...]" M. eo Starania autora o pośmiertne nadanie Leonowi Wzorkowi złotego medalu dla szczególnie zasłużonych latarników, który przyznaje włoski Instituto Internazionale delie Comunicazioni, spełzły na niczym. "Głos Wybrzeża", Gdańsk 31 III 1979.